środa, 4 grudnia 2013

Forbidden fruit is the sweetest - TaoRis oneshot

TYP: Oneshot {fluff}
SŁÓW: 1730

BOHATEROWIE: Kris Wu Yifan, Huang Zitao [EXO]

Jest to mój pierwszy fanfik jaki kiedykolwiek napisałam.

***
Jak zwykle ogarnęło go drżenie gdy zobaczył jego ciało. Każdy jego ruch, każdy gest sprawiał, że coś eksplodowało w środku. Czuł ogarniające go ciepło. Natychmiast miał ochotę podejść do tego jednego chłopaka, przytulić go mocno, poczuć jego bliskość - poczuć, że jest jego. Ten jeden jedyny raz. Czuć się ważnym. Kochanym. Odwzajemniać to. 
Odwzajemniać
On to odwzajemniał już od dawna. Przecież to nie pierwszy raz, gdy w jego głowie kłębiło się coś podobnego.
Przygryzł wargę, spuszczając wzrok. Myślał o wszystkim, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Nie spodziewał się, iż sprawy tak się obrócą. Jakim cudem? 
Nikt się o to nie modlił.
Na pewno nie on. 
Musi być silny. Jest liderem. Musi utrzymać poważny, chłodny wizerunek. Przynajmniej z zewnątrz. Jeszcze raz zerknął na idealny uśmiech. Idealną twarz. Idealne oczy, które patrzyły z dziecięcą determinacją. Dlaczego nie mogą należeć tylko do niego...
Potrząsnął głową, znowu łapiąc siebie na rozmyślaniu o tym, co nierealne. Już się z tym pogodził; pogodził się ze swoimi uczuciami. Nie potrafił sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek wcześniej czuł coś podobnego. Był przywiązany do całej jedenastki, aczkolwiek nazwałby to raczej braterską miłością, niesamowicie ważną przyjaźnią, która miała wpływ na całe jego życie. Wszystko się zmieniło od 2011 roku, aczkolwiek Kris nie żałował niczego. Czego miałby żałować? Poznał w końcu najważniejszego człowieka w jego życi...
Dość. 
-Kris? - usłyszał cichy głos Yixinga z tyłu. Odwrócił się szybko i przywrócił na swoją twarz taką samą maskę jak wcześniej. Odchrząknął, ostatni raz zerknął na Tao, po czym skinął głową. Lay uśmiechnął się uroczo. Ten uśmiech zawsze dodawał otuchy. Pocieszał. Kris był bardzo wdzięczny, że ma przy sobie tak wspaniałych ludzi. 
Jak wielkie musiało go spotkać szczęście.
Gdyby tak jeszcze jedna osoba...
Wyszedł z garderoby szybkim krokiem. Już w korytarzu słyszał śmiechy na ich sali treningowej. Gdy wszedł wszyscy doskonale się bawili. Tao już tu był. Wygłupiał się z Suho, a ten tylko klękał na materacu i próbował opanować łzy. 
Tak beztrosko się śmiać. Gdzie zgubiłem tą zdolność? Gdzie to się podziało? 
-A oto nasz lider. BACZNOŚĆ, NATYCHMIAST. - zawołał nagle Baekhyun. Wszyscy się zerwali, stając w rządku i patrząc poważnie na biednego blondyna w drzwiach. Lekko się zawahał, ale po chwili uśmiechnął. 
Co za bzdury opowiadam. Mam przecież wszystko. Prawie. Ale to nieważne, przejdzie. Przynajmniej powinno.
Krisa prędko ogarnął dobry humor. Gdy tylko usłyszał muzykę pozwolił jej wchłonąć w ciało. Pozwolił jej kierować swoimi kończynami, pozwolił ustom wyśpiewywać rozmaite słowa, nuty, dźwięki... Wszystko było tak idealne. Wpadł w wir tego, co kochał najbardziej na świecie. Nie czuł zmęczenia - był w ekstazie. W ekstazie jaką przeżywał codziennie na treningach. Po kilku godzinach harówki powinnny boleć go nogi, ale któż zwracałby uwagę na takie błahe rzeczy? Był wśród osób, które darzyły go niezwykłą miłością. Czuł to, widział w drobnych gestach. Widział to między każdym członkiem zespołu. Drobne zaczepki Luhana i Sehuna z tyłu, na przodzie Chanyeol jak zwykle szczerzył do wszystkich białe ząbki. Baekhyun opowiadał Layowi oraz Xiuminowi zabawną historię, zapewne zasłyszaną od osób trzecich lub wyczytaną w internecie. A on? 
A on, Kris, Kris Wu Yifan, lider EXO-M harmonizował swoje kroki ze swoim największym przyjacielem, miłością, skarbą, perłą w życiu. Nie zastanawiał się nad tym by ukryć swoje uczucia. Nie zastanawiał się również nad tym, że być może Tao odczuwa to samo wobec niego. Teraz liczyła się muzyka. Muzyka niosła ze sobą nadzieję. Taniec. Taniec rozjaśniał każdą chwilę. Przez chwilę mignęły myśli "A co jeśli..." - ale kto by nad tym teraz rozmyślał? Nie zwracał uwagi na nikogo poza nim. Jedna osoba. Jeden mężczyzna. Mężczyzna? To jego drobny chłopiec, wbrew pozorom. Trzeba go ochraniać. Musi. Taki obrał sobie cel w życiu. I do niego będzie dążył, nawet jeżeli będzie musiał zrezygnować z wszystkiego innego.
Because he's his beautiful black pearl... 
***
-Tao, nie waż się tylko pytać mnie po raz kolejny czy wezmę z tobą prysznic. - powiedział po treningu Lay wycierając się ręcznikiem. W szatni rozległy się śmiechy, tylko Tao wydął wargi jak mały dzieciaczek.
-To oszczędza czas... - zaczął, aczkolwiek nie dano mu skończyć.
-Nikt nie wierzy w Twoje bajeczki o oszczędzania czasu. Każdy wie, że pragniesz czułości. - wypalił Sehun, rozpoczynając tym kolejną falę śmiechu. Tao odwrócił się plecami do kolegów, naburmuszony. Kris miał ochotę złapać go za rękę, bawić jego włosami, ale... Nie. Nie może. Pomału zespół zaczął opuszczać salę treningową rozchodząc się do swoich pokoi. W przebieralni zostali tylko Kris, Tao, a także Suho, po chwili jednak Suho podniósł swoją torbę, wpakował w nią ostatnie ciuchy, odwrócił się rzucając na odchodnym aby Kris i Tao nie zostawali tutaj długo i wyszedł. Tao dopiero wtedy skierował swój wzrok na blondyna. Ich spojrzenia zetknęły się. Kris rozchylił lekko wargi, jego dłonie zaczęły drżeć. Ogarnęło go coś dziwnego, coś, co paraliżowało całe ciało. 
-Chyba nie chcesz już wracać? - przerwał ciszę Tao. Kris potrząsnął tylko głową. Nie zastanawiał się nad niczym, był w stanie zgodzić się na wszystko co tylko on powiedział. Spojrzał na swoje dłonie wciąż tkwiące na drzwiach szafki. 
-Chodźmy potańczyć. - rzucił Tao, po czym biegiem wyszedł na salę treningową. Kris, wahając się tylko przez pół uderzenia serca ruszył za nim. Gdy znalazł się w pomieszczeniu pełnym luster Tao stał już na środku, wyciągając ręce przed siebie. Miał zamknięte oczy. Kris nieświadomie westchnął, onieśmielony widokiem tak czystej perfekcji. Tao uśmiechnął się tylko. Nagle rozległ się dźwięk z głośników. Kris jęknął. Przycupnął w drzwiach skupiając się na ruchach chłopaka. 
When you smile, sun shines
eoneoran teuren chae mot dameul challan
On mame pado chyeo buseojyeo naerijanha oh
Baby don’t cry tonight
So baby don’t cry, cry 
nae sarangi gieokdoel teni.
My love will protect you.
Każdy ruch był wymierzony. Każdy obrót. Każdy gest, najdrobniejszy ruch palca. Piękno emitowało z każdej drobnostki. Każde przygryzienie wargi. Każde spojrzenie. Uśmiech. Czasem skupienie. Jego oczy uspakajały. Kris zatapiał się w tym bezkresnym, ciemnym oceanie kiedykolwiek Tao na niego spojrzał. Miał ochotę wstać. Miał ochotę dołączyć do tego spektaklu, stać się jednością, aczkolwiek nie był w stanie się nawet ruszyć. Klęczał z otwartymi ustami, z miłością wypisaną na twarzy. Łzy wzruszenia przysłaniały mu widok, czasem otarł je dłonią aby tylko nadal móc patrzeć na chłopaka. Nie myślał o niczym innym. Nie myślał, że ktoś go zobaczy. Nie myślał co pomyśli o tym sam Tao. Co go to interesowało? 
Żył chwilą. Emocją. Tą właśnie trwającą sekundą. Minutą, tak szybko ulotną. Drugą. Trzecią. 
Dlaczego ta piosenka tak szybko minęła? Dlaczego nie mogła być dłuższa? Dlaczego to nie mogło trwać dłużej? Nie zdawał sobie sprawy ile tak patrzeli na siebie w milczeniu. Nie mógł wstać, a Tao nawet nie drgnął gdy muzyka się wyłączyła. 
Czy teraz czas przyspieszył? Może zwolnił? A może się zatrzymał? Tak bardzo tego pragnął. Widział, jak Tao pomału stawia kroki w jego stronę. Siada obok niego. Ich spojrzenia zetknęły się. Krisa przeszedł dreszcz, Tao przeszywał go na wskroś. Czuł się nagi, bezbronny. Gdzie jego zimny, twardy charakter? Gdzie ta okalająca powłoka?... 
Albo raczej ciężka zbroja. 
To on miał bronić Tao, nie na odwrót. 
-Kris hyung. - dobiegł jego uszu ledwo słyszalny szept. Jego oczy ponownie zaszły łzami. - Krisu hyung, dlaczego płaczesz? - poczuł jego palce na policzkach ścierających płynące krople. Ogarniające ciepło, tak różniące się od tych wcześniejszych ekspolzji było czymś, czego tak dawno pragnął. Drżącą ręką przytrzymał dłoń na swojej twarzy. 
Niech ta chwila trwa. Niech ta chwila się nie kończy. 
Tao przygryzł wargę, nieśmiało spuszczając wzrok. Na jego policzki wstąpił tak dziecinnie uroczy rumieniec, że Kris zaczął się panicznie śmiać. 
-Przestań. - uśmiechnął się Tao. Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy chłopak objął go za szyję. Wtulił się w jego ramię, przytulając mocno do siebie, tak jak robi to czteroletni synek do mamy której nie widział cały dzień. Kris czekał na ten jeden ruch.
Kris czekał na to praktycznie całe życie. W końcu całe napięcie w jego głowie pękło, pozostawiając po sobie tylko uczucie nieopisanego szczęścia. Objął swoją perełkę najmocniej jak potrafił. 
-Nie wiem co robisz... - wyszeptał Kris. Tao podniósł oczy.
Kris zobaczył w nich przerażenie. Bał się? Bał się, że go odrzuci? Bał się tego co usłyszy. Blondyn wtopił palce w czarną czuprynę chłopaka, uspakajając go delikatnym gestem. - Nie wiem co robisz, ale... ale nie przestawaj. 
Wtedy poczuł spływające na jego koszulkę ciepłe łzy. Cichy szloch wydał się z piersi Tao. 
-Rzeczywiście jesteś jak małe dziecko. - wyrzucił z siebie zdumiony Kris, aczkolwiek jego głos drżał. On sam czuł strach, iż to wyda się tylko snem. Iluzją. Złudzeniem. Co jeżeli to nigdy się nie wydarzło? Wtedy nie miałby po co istnieć. Zespół - zespół owszem był ważny, ale jego jedynym sensem życia był jeden osobnik. Pewen czarnowłosy dwudziestolatek. Skarb, najcenniejszy, jaki można kiedykolwiek znaleźć. Był ukryty wśród całego tego bagna, ale czekał na niego - właśnie na  n i e g o, nie na nikogo innego. Przeznaczenie? Los? Czy to było zapisane dla nich od dawna? Jeśli tak, musi podziękować Bogu. Bogu? Komukolwiek kto się do tego przyczynił. 
Był tak szczęśliwy. 
Był tak szczęśliwy, że nie wiedział co robić. 
Sen?
Złudzenie? 
Iluzja? 
Nie.
Nie. To chyba prawda. To chyba naprawdę się działo. 
Lekko odchylił twarz Tao aby kolejny raz spojrzeć w jego oczy. Były tak piękne. Tak pięknie lśniły. Czy może już pozwolić sobie na wyrażenie "należały tylko do niego"? 
-Zrób to. 
Ich usta złączyły się. Teraz dopiero stali się jednością. Napawali się sobą, wynagradzając każdy dzień całego życia bez siebie. Przecież oni byli dla siebie przeznaczeni. Jak mogli istnieć bez siebie? Dłonie Tao opierały się na Krisie. Wędrowały po całym jego ciele, w końcu znalazły się pod koszulką. Coś w Krisie zaczęło przyjemnie mrowić, ale nie przestawał. Cieszyli się sobą. Cieszyli się każdą sekundą gdy byli złączeni razem. Kris nawet nie myślał nad tym, co robi. Tao podniósł jego ręce silnym ruchem, nagle koszulka Krisa znalazła się po drugiej stronie sali. Opierali się o ścianę sali treningowej, ich odbicie było widoczne w każdym lustrze. Blondyn mocno trzymał w objęciach swoje szczęście, jakby z obawy, że zaraz zniknie, rozpłynie się w powietrzu. W końcu Tao ponownie wtulił się w nagi tors chłopaka, a ten zaś mierzwił czule jego włosy. 
-Krisu hyung? - wyszeptał Tao, zamykając oczy. - Może to zabrzmi dziwnie, ale... - zawahał się chwilę. Złączył mocno ich dłonie, palce splotły się, jakby były do tego stworzone. Tak idealnie do siebie przylegały. 
-Czekałem na to wieczność. - dokończył, wzdychając cicho. 
Kris delikatnie pocałował czubek głowy Tao. Nie miał sił nic mówić. Mogli tak siedzieć w milczeniu godzinami. 
Godzinami? 
Miesiącami. 
Latami.
Najlepiej całą wieczność.



2 komentarze:

  1. Płaczę nad genialnością tego. Szczerze? Położyłaś mnie tym shotem na łopatki. Cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  2. To było takie piękne. Proste, delikatne, a zarazem piękne. Wzruszyłam się, naprawdę się wzruszyłam. Dawno nie czytałam tak genialnego opowiadania. Życzę więcej weny, a przede wszystkim... Dziękuję Ci. :)

    OdpowiedzUsuń