Rozdział dziesiąty - A cat and mouse game
SŁÓW: 2949
GŁÓWNY PAIRING: SeKai
***
-Jongin, nie denerwuj się. - powiedział Baekhyun spokojnie, chociaż w środku denerwował się jak nigdy. Przygryzł mocno wargi, odwracając głowę w kierunku Chanyeola. Tamten westchnął tylko, wstając szybko i łapiąc za ramiona Kaia. Chłopak próbował się uwolnić, lecz Park trzymał go mocno, aby się nie wyrwał. W końcu brunet opadł na łóżko bez sił, dysząc ciężko. Jongin uderzył słabo pięścią w miękką kołdrę. Jongdae przejechał językiem po dolnej wardze, patrząc na niego z obrzydzeniem.
-Jongin. - powtórzył Byun, nachylając się do niego, lecz ten odepchnął go i przeszedł do pozycji siedzącej, spoglądając na Chena. Ich spojrzenia zderzyły się. Chen uśmiechnął się ironicznie, a po chwili zaśmiał głośno. To był pierwszy raz od wielu dni, kiedy Jongdae tak po prostu się śmiał. Przymknął powieki i oparł się ciężko o ramę łóżka.
-Jesteś skończonym idiotą, Jongin. - powiedział, mierzwiąc palcami brązowe włosy.
-Nie wiem jak w tej sytuacji możesz być taki spokojny. - warknął Kai, krzyżując ręce na piersi. Nie spuszczał wzroku ze swojego przyjaciela, jak gdyby obserwował bacznie jakąś zwierzynę.
-Ponieważ nie widzę powodu do paniki. - wzruszył ramionami, patrząc na chłopaka z politowaniem. - To nie ja się z nim ruchałem. Równie dobrze może dla mnie zniknąć.
Kłamstwo.
Jongdae popatrzył tęskno na widok za oknem. Czuł się z każdym dniem o wiele lepiej i wiedział, że za niedługo będzie mógł wstać. Cieszył się z tego powodu, aczkolwiek serce okropnie mu ciężyło w środku. Nie chciał pokazać swoich uczuć wobec Sehuna. Nie wiedział nawet, jak ów uczucia mógłby nazwać. Miłość? Nie. Przywiązanie? Przeszłość? Na widok blondyna coś w nim drgnęło, nie potrafił sobie tylko przypomnieć co. Dręczyło go to od dawna, nie potrafił się jednak przemóc.
-Jongdae... - syknął przez zęby Jongin, przez co wyrwał Chena z zamyślenia.
-Słucham cię, Jongin? - spojrzał na niego jak gdyby nic się nie stało. Widział, jak Kaia ogarnia wściekłość. Widział, jak jego pięści się zaciskają, a w oczach rodzi się gniew. Widział, że zaraz się na niego rzuci.
-Chanyeol. - rzucił Baekhyun, na co Park złapał Jongina mocno za ręce, pociągając do siebie. Kai przewrócił się na bok, szarpiąc się. Wkrótce wstał, opierając się prędko o ścianę.
-Nic nie zrobię. - mruknął, spuszczając wzrok.
-Pomyślmy logicznie. - zaproponował Byun, jak zwykle próbując pokazać optymistyczną stronę bagna. - Na co wpadliśmy?
-Że Sehuna nie ma... - zaczął wyliczać Kai na palcach. - ...Że ściga mnie kartel narkotykowy, że jestem im dłużny okropny hajs, że rodziców Sehuna również nie ma w domu, że wmieszał się w to jakiś nowy, którego imienia nie znamy, a także jego koledzy... Wiemy, że Sehuna, kurwa, nie odzyskam, że Sehun ma, kurwa, problemy... - z każdym słowem głos drżał mu coraz bardziej, aż w końcu nie potrafił powiedzieć niczego. Osunął się na podłogę, kuląc pod siebie nogi i oplatając je mocno ramionami. Jego ciało przeszedł dreszcz, a on sam jęknął żałośnie.
-Jongin-ah...
-Zostaw go, Baekhyun. - powiedział ostro Chen, nawet nie spoglądając na Kaia. Byun obruszył się, lecz Chanyeol złapał go za dłoń, gdy tamten chciał wstać.
-Oni go mają... oni go porwali... - łkał na ziemi brunet, wbijając palce w swoje włosy i uderzając głową o zimne deski. - To wszystko moja wina. Kurwa. Moja. Jak zwykle wszystko tracę. Pierdolone gówno.
-Jong... - zaczął znowu Bakehyun.
-Zamknij się. - przerwał mu szybko Kai. - Nie próbuj mi wmawiać, że to nie przeze mnie. Wiem, że gdybym zostawił Sehuna w spokoju nic by się takiego nie stało.
-Nikt ci nie powie, że to nie twoja wina. - prychnął Chen. - Jakbyś myślał, nic by się nie stało. Przez ciebie ktoś może zginąć, zdajesz sobie z tego sprawę? - ton jego głosu podwyższał się z każdym słowem. Zmrużył oczy, spoglądając żałośnie na Jongina. - Jesteś pierdoloną porażką, Kai. Prochy cię wykończyły, wiesz? - odkrył kołdrę, czołgając się na krawędź łóżka. - Jesteś takim jebanym szczęściarzem, że masz wokół ludzi... - syknął z bólu, stawiając nogi na ziemi i podnosząc się ciężko. - ...Ludzi, którzy kurwa dbają o twoją dupę, Jongin. Ludzi, którzy cię kochają. - ciężko mu się oddychało, a ból przeszywał jego ciało z każdą kolejną sekundą, która wydawała się teraz wiecznością. - Ludzi, którzy od ciebie nie odeszli, bo coś masz w całej zepsutej całości, jaką tworzysz. - stanął nad brunetem. - Nie zasługujesz na Sehuna. - przygryzł wargi, a w jego oczach pojawiły się łzy. - Nie zasługujesz, żeby darzył cię jakąkolwiek miłością, skurwysynu. - czuł się źle; tak okropnie źle. - Nie zasługujesz, abym ja cię kochał. - nie widział już Jongina przed sobą. Słyszał tylko huk, okropny dźwięk w uszach, zagłuszający wszystko inne. - Nie zasługujesz na nic, co masz. - opadł bezwładnie na kolana. - Więc jeśli masz okazję, Jongin... Więc jeśli masz okazję, Jongin, pokaż mi, że nie mam racji.
***
Z każdą minutą zapominał o swojej tożsamości. Z jego pamięci wylatywały obrazy, słowa, imiona, daty, wydarzenia, twarze, drobne ciekawostki. Nie pamiętał już, jak brzmi jego pełne imię ani gdzie jest. Kojarzył tylko kilka drobnych faktów, na przykład to, że istnieje dobry głos i zły głos, i ten dobry głos chce mu pomóc, a tymczasem ten zły głos chce mu zrobić krzywdę. Mimo wszystko te dwa głosy się ze sobą splątały, współpracują i przetrzymują go gdzieś, tylko, że nie wie jeszcze gdzie. Mógł oddychać swobodnie, mógł poruszać głową, odzywać się, otwierać i zamykać oczy zależnie od jego woli. Nie potrafił jednak się ruszać i czuł, jak wszystkie kończyny mu drętwieją. Stracił poczucie czasu, co chwila usypiał i budził się przestraszony. Czasem ktoś do niego przychodził. Zły głos miał jasne włosy, a dobry głos miał brązowe. Nie wiedział tylko jak się nazywają. Co jakiś czas wstrzykiwali mu coś, nie wiedział tylko co, czasem go karmili lub poili, ale były to dość nikłe posiłki. Burczało mu w brzuchu, czuł się źle i słabo. Nie chciał już siedzieć ani nie chciał tu przebywać. Chciał zobaczyć w końcu świat zewnętrzny, chociaż pamiętał jak przez mgłę swój dawny dom czy szkołę.
Czy on w ogóle mieszkał gdzie indziej?
Tak, chyba tak.
W głowie świtało mu kilka obrazów z dzieciństwa. Mama, tata, on. Szczęśliwa rodzina. Uśmiech, krzyki radości. To musiał być naprawdę wspaniały czas.
Chciałbym do niego wrócić.
Z myślenia, które było jego jedyną rozrywką, wyrwało go charakterystyczne skrzypienie schodów. Zobaczył ciemną czuprynę i uśmiechnął się.
-Jak się czujesz, Sehunnie? - standardowe pytanie, które padało z każdą jego wizytą.
-Źle. - ta sama odpowiedź, bo cóż innego mógł powiedzieć?
-Chcesz, abyśmy cię wypuścili, Sehunnie?
Pokiwał gwałtownie głową, przez co poczuł się jeszcze gorzej. Musiał zamknąć oczy na kilka sekund i odetchnąć. Po chwili spojrzał ponownie na dobry głos, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie.
-Zgoda, ale muszę cię z kimś zapoznać, Sehunnie. - ostrzegł go brunet, na co Sehun nie zareagował. - Będziesz grzeczny, Sehun?
-Będę.
Brunet pokiwał głową, a wtedy do pomieszczenia weszła zupełnie obca blondynowi osoba. Przestraszył się jej i chciał odwołać poprzednie słowa, ale przypomniał sobie, że obiecał, więc przygryzł tylko mocno wargi. Mężczyzna miał splątane w dredy jasne włosy i futro założone na ramiona. Nie był zbyt potężnej postury, lecz także nie odznaczał się wątłym ciałem. Na jego szyi kołysał się łańcuch, a na palcach świeciły złote pierścienie. Sehun przełknął głośno ślinę, gdy obcy wszedł w krąg światła. Jego jasna soczewka kontrastowała z ciemnym, naturalnym kolorem drugiego oka, przez co wyglądał odrażająco i strasznie. Chciał odwrócił głowę, lecz strach go sparaliżował.
-Więc to jest ta ptaszyna? - mruknął mężczyzna, łapiąc jego podbródek brutalnie i podnosząc do góry. - Mizerna.
Sehun nie odpowiedział. Zacisnął mocno powieki, przełykając głośno ślinę. Mężczyzna zarechotał, odsuwając się.
-Nie musi dla nas nic robić. - odparł cicho dobry głos, co nieco pokrzepiło Sehuna. Otworzył niepewnie oczy.
-A co ty masz zamiar zrobić? - zapytał straszny mężczyzna, przenikliwie patrząc na bruneta.
-To chyba nie rozmowa na uszy tej ptaszyny. - uśmiechnął się dobry głos, a kilka sekund później Sehun znowu był sam.
***
-Ji Yong? - podniosła głowę Dara, patrząc w oczy blondynowi. Tamten uniósł jedną brew, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem. Wplótł palce w jej włosy, bawiąc się bordowymi kosmykami.
-Szkoda mi tego dzieciaka. - mruknęła, ponownie tuląc się do jego klatki piersiowej. Mężczyzna westchnął, otulając ją ramieniem.
-Czemu nagle ci kogoś szkoda?
-On jest młody. - podniosła się dziewczyna, wydymając wargi. - Ma dopiero dziewiętnaście lat. Ten drugi zresztą też, chociaż go nie usprawiedliwiam.
-Wiesz, że wiek nie odgrywa tu znacznej roli, Dara. - wzruszył ramionami Dragon, sięgając po papierosa z szafki nocnej obok. Wsadził go do ust, zapalając drugi koniec i zaciągnął się, po chwili wypuszczając dym z widoczną satysfakcją.
-Ale oni... Ich mi szkoda. - powtórzyła dziewczyna, okrywając nagie ciało kołdrą.
-I co w związku z tym? - przekrzywił głowę Ji Yong.
-Pomóżmy im. - Sandara spuściła wzrok, czekając na reakcję. Dragon otworzył usta zdumiony, lecz po chwili uśmiechnął się pobłażliwe, przytulając ją i przyciągając do siebie. Położyła ponownie głowę na jego torsie, chichocząc lekko.
-Budzi się w tobie dobre serduszko?
-Tylko wobec tej dwójki.
-Więc im pomóż.
***
Tiffany stała przed drzwiami w wielkim wieżowcu. Westchnęła ostatni raz, po czym zapukała. Otworzył jej młody, przystojny mężczyzna ubrany w garnitur. Na jej widok uśmiechnął się, zapraszając ją do środka. Skinęła głową i weszła, poprawiając rękawiczki na zgrabnych dłoniach. Ściągnęła okulary, ilustrując ze znudzeniem apartament. W końcu jej wzrok spoczął z powrotem na chłopaku.
-Towar. - powiedziała krótko, a kącik jej ust uniósł się ironicznie. Tamten zaśmiał się, lecz podniósł czarną walizkę, otwierając ją zgrabnym ruchem. Chciał podejść, lecz Tiffany odsunęła się zwinnie od niego, więc przystanął w miejscu i z daleka pokazał jej skarby, po które tu przyszła. Przejechała językiem po dolnej wardze, krzywiąc się nieco.
-Jedna torebeczka. - wyciągnęła rękę, a mężczyzna rzucił w jej stronę foliową paczuszkę. Tiffany podniosła zawartość pod światło, mrużąc oczy. Otworzyła torebkę, biorąc na palec troszkę białego proszku. Dotknęła go językiem, spoglądając na mężczyznę. Denerwował się.
Dziewczyna zaśmiała się wesoło, na co tamten odetchnął. Zamknął walizkę z powrotem, również wykrzywiając usta w szczęśliwym grymasie. Tiffany podeszła do niego, otwierając swoją torebkę.
-Na ile się umawialiśmy się za dobry towar? - spytała od niechcenie, przeglądając jej zawartość.
-Równe dwa mi... - zamknął usta, wciągając gwałtownie powietrze, kiedy dziewczyna przystawiła mu pistolet do głowy.
-Idiota. - warknęła, po czym pociągnęła za spust. Schowała broń z powrotem, zakładając okulary. Zabrała walizkę z ziemi i wyszła.
***
Baekhyun, Chanyeol i Jongin stali przed budynkiem prywatnego szpitala. Właśnie ich stamtąd wygonili, mówiąc, aby wrócili w późniejszych godzinach. Martwili się o Jongdae. Jongin warknął, odwracając się plecami do placówki. Wyciągnął z kieszeni jointa, wkładając go między zęby i podpalił. Wiedział, że powinien wyrzucić to ścierwo, ale był na granicy szaleństwa.
-Jongin? - zapytał Baekhyun nieśmiało. Kai spojrzał na niego. - Nie masz numeru do żadnego z tej bandy?...
-Mam. - odparł krótko, spuszczając wzrok na własne dłonie.
-Nie lepiej do nich zadzwonić...
-Nie wiem, Baekhyun. - urwał brunet, ruszając wolnym krokiem w stronę parkingu. Przyjaciele szybko pobiegli za nim, wkrótce wyrównując tempo.
-Zadzwoń do nich, Jongin. - powtórzył Baekhyun uparcie, łapiąc go za nadgarstek i zmuszając, aby się zatrzymał.
-Po co?
-Ugadaj się o Sehuna, Jongin. Walcz o niego, do cholery. Co ty chcesz w ogóle zrobić? - wtrącił Chanyeol zirytowany. Kai wzruszył ramionami, rzucając jointa na ziemię i depcząc go.
-Nie mam pojęcia, Yeol. - westchnął zrezygnowany. Przygryzł dolną wargę. W jego oczach ponownie zaskrzyły łzy. Otarł je szybko wierzchem dłoni i wyrwał się z uścisku Baekhyuna. Wyciągnął telefon z kieszeni, zatrzymując się na kontakcie Yookwona. Po kilku sekundach wahania nacisnął zieloną słuchawkę, przystawiając komórkę do ucha. Spojrzał niepewnie na przyjaciół, a tamci uśmiechnęli się pocieszająco.
-Pieniądze. - usłyszał ciche syknięcie w urządzeniu, na co zmieszał się nieco.
-Chcę się spotkać. - powiedział szybko, aby ukryć zdenerwowanie.
-A zapłacisz mi?
Nastała cisza.
-Zapłacę. Nie teraz, ale zdobędę pieniądze. Chcę się spotkać. - odparł zrezygnowany Kai.
-Park za 30 minut.
-Zrozumiałem.
***
Kiedy skręcił w tak znane mu miejsce, samochód już czekał ukryty w cieniu drzew. O maskę opierał się znajomy blondyn, jak zwykle ubrany w czarną marynarkę i spodnie tego samego koloru. Bawił się swoim kolczykiem w wardzie, beztrosko patrząc przed siebie.
-Zostańcie tu. - syknął Kai do Chanyeola i Baekhyuna, wysiadając z auta. Przygryzł dolną wargę, a Yookwon rozciągnął się swobodnie. Ziewnął, zasłaniając usta i wsadził ręce w kieszenie.
-Jak tam leci, Kim Jonginie? - zaśmiał się U-Kwon, na co brunet zacisnął dłonie w pięści. - Szukasz czegoś?
-Sehun. - warknął tylko Kai, na co Yookwon złapał się za brzuch i zaczął jeszcze bardziej się śmiać. Otarł wierzchem dłoni oczy, żeby podkreślić, jak bardzo rozbawił go chłopak. Po chwili westchnął, kręcąc głową.
-Kto powiedział, że go mamy, Jongin-ah? - zaświergotał słodko, a z auta wypadł... Sehun. Uderzył mocno o ziemię, stękając z bólu. Zaraz za nim wysiadł chłopak o ciemnych włosach, szarpiąc go za ramię i podnosząc do góry. Wlókł nim, jak gdyby Sehun był szmacianą lalką. Postawił blondyna obok Yookwona, aczkolwiek tamten słabo przewrócił się z powrotem. Lecz tym razem nikt nie pomógł mu wstać.
-O, jednak go mamy. No popatrz. - zauważył U-Kwon, wydymając wargi. Brunet obok uśmiechnął się, kłaniając w stronę Jongina.
-W końcu się spotykamy, Jonginie. - odezwał się. - Albo raczej powiniene powiedzieć: znowu się spotykamy, Jonginie?
Kai otworzył zdumiony usta, cofając się o krok.
To on.
Ten nowy.
-Och! Poznajesz mnie. - klasnął w dłonie. - Jak cudownie. Jaehyo, twój największy koszmar. Miło mi cię nareszcie poznać.
-Twoi przyjaciele mają zamiar siedzieć w samochodzie? - uniósł brew Yookwon, mrużąc oczy. - Niech też przyjdą się przywitać.
-Nie. - warknął Jongin. Na więcej nie było go stać. Serce waliło mu jak oszalałe, a gdy patrzył na Sehuna miał ochotę się rozpłakać. Mimo wszystko nie mógł zrobić nawet kroku, bo wiedział, iż któryś z nich wtedy przypłaci życiem. A może nawet obydwaj.
-Dlaczego? - oburzył się Jaehyo. Złapał za koszulkę Sehuna, wyciągając z rękawa nóż i przystawiając do szyi blondyna. - No cóż, myślałem, że ten gówniarz jest ważniejszy, ale skoro tak...
-Nie. - powtórzył Kai, nieco głośniej. Odwrócił się w stronę własnego samochodu i skinął na Chanyeola oraz Baekhyuna. Tamci czym prędzej wyszli, stając szybko u boku Jongina. Widzieli wszystko. Widzieli doskonale, jak Sehun wisi na włosku, a nóż przy jego szyi błyska w promieniach słońca. Byun przełknął głośno ślinę, oddychając ciężko.
-Jakie panienki. - jęknął brunet, puszczając Sehuna z powrotem na ziemię i chowając nóż.
-Jak widzicie, Sehun ma się dobrze, żyje i jest w porządku. - powiedział od niechcenia Yookwon. - Nie zależy nam na nim, tak samo jak nie zależy nam na żadnym z twoich pierdolonych przyjaciół czy kochanków. Nie interesuje nas, z kim jebiesz się po kątach. Chcemy pieniądze. A z tego co się orientuję, nie wisisz nam kilku banknotów.
-Wiem. - skinął głową Jongin.
-Doskonale. Zdajesz sobie sprawę, że wpakowałeś się w gówno, prawda? Zapewne. Inaczej nie chciałbyś się z nami spotkać. No cóż. - westchnął U-Kwon. - Kiedy nam zapłacisz? Znowu musimy czekać? Ile? Miesiąc? Rok?
-Tydzień maksmalnie. - spuścił wzrok Kai, a Baekhyun spojrzał na niego jeszcze bardziej zderorientowany.
-Och. Tydzień. - zamyślił się Yookwon. - Zgoda. Wiesz, co będzie jak spróbujesz się ulotnić?
-Wiem.
U-Kwon zarechotał, a Jaehyo wyciągnął z powrotem nóż. Przyłożył go do ust, przejeżdżając po ostrzu językiem.
-Jongin... - zaczął Baekhyun. - Tam jest Sehun. - głos mu drżał.
-Masz doprawdy bystrych przyjaciół. - krzyknął Jaehyo, na co Yookwon zachichotał. Baekhyun zrobił kilka kroków w miejscu, niecierpliwie zaciskając dłonie w pięści. Ponownie spojrzał na Sehuna, przygryzając mocno wargi.
-Nie ruszaj się nawet. - warknął nagle Jaehyo, a U-Kwon wyciągnął zza marynarki pistolet, kierując nim w stronę Baekhyuna. Jongin złapał chłopaka za ramię, pociągając go w tył.
-Musimy coś zrobić. - syknął cicho, odwracając głowę.
-Nie. - odparł krótko Kai, nie spuszczając wzroku z blondyna na ziemi.
***
W głowie Baekhyuna panowała walka myśli. Jedna jego strona chciała pobiec to Sehuna i, mimo wszystko, wziąć go i odciągnąć od tych dwóch chorych ludzi obok. Wiedział jednak, iż będzie to jego pewna śmierć. Stał więc bezczynnie, patrząc tylko to na Jongina, to na Sehuna. Czuł się bezradny. Bezsilność wrzała w nim, odciskając bolesne rany na sercu. Było mu źle, chciał stąd uciec, zabierając po drodze wszystkich, na których mu zależało. Chciał cofnąć się w czasie i siedzieć dalej w aucie.
Albo w ogóle w to nawet nie ingerować.
Gdyby jednak zignorował cierpienie Jongina, byłoby mu jeszcze gorzej. Nie mógł patrzeć obojętnie na ból przyjaciela. Wpadł w pułapkę, z której nie było ucieczki. Chcąc czy nie chcąc rozpoczął grę, którą wygra zabójca pozostałych. Walka czasu, szybkich myśli i przemyślanych decyzji. Trzeba być sprytnym, trzeba wyzbyć się skrupułów, trzeba ulotnić się z jakichkolwiek emocji. Szkoda tylko, że Baekhyun nie potrafił żadnej z tych rzeczy.
W końcu Jaehyo szarpnął Sehuna za ramię, podnosząc do góry.
-Otwórz oczy, słoneczko. - wyszeptał mu do ucha, na co tamten jęknął i ciężko podniósł powieki. Kai zacisnął mocno zęby. Baekhyun gwałtownie wciągnął powietrze, a Chanyeol odwrócił głowę.
-Poznajesz tego pana? - syknął mu Jaehyo do ucha. Sehun spojrzał na Jongina błagalnym, zmęczonym wzrokiem. Ledwo co trzymał się na nogach. Był słaby. Tak cholernie słaby...
-Nie. - wychrypiał, na co Jongin opadł bezsilnie na kolana, chowając twarz w dłoniach. Jaehyo uśmiechnął się.
-Nic sobie nie przypominasz, słoneczko? - spytał z udawanym przejęciem.
-Nie.
Jongin nigdy nie spodziewał się, że jedno słowo potrafi zmienić całe jego życie w pustkę. Nie wiedział nawet, kiedy ponownie wstał. Wszystko wokół niego było rozmazane... w szarych, jednolitych barwach. Całość potoczyła się tak szybko. Nogi same poniosły go do przodu. Czuł, że powinien się cofnąć, że zaraz skona na ziemi niczym zwierzę, w agonii i bólu przeszywającym całe ciało. Nie potrafił jednak zdecydować, który ból był gorszy - fizyczny czy psychiczny? Nie miał nic do stracenia.
Wszystko co kochał zostało zburzone za pomocą wyrazu "nie", tak krótkiego i niby banalnego.
Nie słyszał krzyków za nim.
Nie słyszał śmiechu przed nim.
Zabrzmiał tylko huk.
Nadrobiłam całość. Jestem pod wrażeniem, bo tak szybko dodajesz rozdziały, a nie ma nawet jednego gorszego. Wszystkie są na poziomie, cały czas wytrwale prowadzisz akcje, nie da się nudzić, jest ciekawie. Wa, boję się o Sehuna. Ale chyba nie tak bardzo jak Jongin, nikt chyba nie mógłby się tak bardzo bać, jak on. Kurcze, ale to całe "nie", to tylko zagranie, tak? Boże, niech oni go więcej nie krzywdzą ;; i tak będzie miał biedak traumę, a ja razem z nim, bo mi serce pękło, jak Jongin się załamał i padł na kolana. Ale że huk? Ale jak to? Oni chyba nikogo nie zastrzelą? Nie mogą ;;
OdpowiedzUsuńWytrwale czekam na kolejny, życzę dużo weny i zaczynam modły, żebyś tu nikogo nie uśmierciła. Mimo wszystko mam nadzieję, że to się dobrze skończy, choć póki co nic na to nie wskazuje.
Pozdrawiam!
KTO SZCZELIŁ!? NIE NIE NIE
OdpowiedzUsuńTen rozdział był jednym z tych lepszych. I scena z Dara i Dragonem. Moje srduszkooo. I jeszcze Dara taka kochana duszyczka chce pomóc. No co za pjenknościii.
Dlaczego Jongde znowu mnie zaczyna wkurwiać. Niech się boi o swoje zdrowie, a nie kurde. Boże dlaczego on się kocha w Sehunie? ;-; No ja rozumiem, ze to jest taka dupeczka, ze obojętnie się przejść nie da. (sama się w nim kocham) na ale kurde ;-; Jongin był pierwszy! I przyznał, ze go kocha! ;-; Boże taka pjenkna miłośććć.
Tylko Baek człowiek, litował się na Kaiem. Nie no Kai powinien się zorientować, ze coś dali Sehunowi. Nie powinien być taki łatwowierny, przecież ich zna. Ich i ich zagrywki.
sbdsnainlsan no nie mogę.
bosze ja tu nie nadążam z czytaniem nowych rozdziałów! fajnie, że tak szybko dodajesz c:
OdpowiedzUsuńwoooooow dużo płaczącego kaia, mimo że smutałke, to mam radoche bo kyu kyu jego łezki c: ♥
i wgl super, że dara i gd chcą pomóc sekaiowi O_O <3 niech im się uda ! :<
bosze KTO TAM STRZELA DO KOGO STRZELA NIENIENEIE i wgl biedny sehun, że nie poznaje kaia i BIEDNY KAI ŻE SEHUN GO NIE POZNAJE AW TTTTTT
i ciekawe jak kai zdobedzie te pieniadze, ale mysle ze jeszcze nie zdechnie... prawda? D: wiec jesli ew nie zdechnie to... jak je zdobecie? pozyczy od chena? a moze... bd sie SPRZEDAWAŁ? ; OOOOOOOO ♥ *tsaa xD*
pozdrawiam c: ♥
co ten chen taki władczy? wreszcie postanowił zaingerować w te wszystkie sprawy i jakoś pomóc? w ogóle jestem ciekawa co tak interesuje go w sehunie. mówi, że miłość nie i tak dalej, prawdopodobnie spotkał go już gdzieś kiedyś, w końcu ich rodzice są cholernie bogaci. w ogóle zdziwiłam się, że dara będzie taka dobra dla sehuna i kaia i chce im pomóc, jakoś uratować, no i dragon jakoś się na to zgodzi. no kurczaczki nie wierzę, przecież chłopak taki psychol, no ale zobaczymy czy coś z tego będzie. :> mimo wszystko bardzo szkoda mi się tu zrobiło jongina, też bym się czuła podobnie, kiedy taki sehun by się pojawił i powiedział, że mnie nie zna. ale też jongin nie powinien aż tak reagować, widział w jakim stanie jest sehun i miał prawo tak powiedzieć, w końcu ma strasznie słaby organizm. (ranyśki, naleśnik taki mądrala XD) a jeśli chodzi o strzał, to pewnie ktoś z gangu (naleśnik skrycie myśli, że to też mógłby być sehun, jezus XDD)
OdpowiedzUsuńczajniczku, życzę dużo weny na kolejne rozdziały, pędź z nimi tak dalej! ♥
Naprawdę zakończenia rozdziałów jak to nie są na moje serce, bo zaraz w głowie pojawia mi się tysiąc czarnych scenariuszy. Mimo wszystko mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze i ktoś im pomoże. Dragon i Dara <3 Zdecydowanie chcę więcej akcji z nimi. Jestem strasznie ciekawa co tak właściwie zrobi Chen. Niby wygląda na to, że kocha Sehuna, ale jego obojętność mnie denerwuje. Skoro coś do niego czuje powinien jakoś zaalarmować. Co do Jongina i Sehuna - jestem ciekawa czy Oh powiedział, że go nie pamięta, bo tak jest, czy po to by chronić Kai'a. Ta scena zdecydowanie najbardziej łamała mi serce, bo dokładnie mogłam wyobrazić sobie ból jaki czuł Jongin.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i mam nadzieję, że będą dodawane tak samo regularnie :)
NIESTETY domyślam się, co ten pieprzony huk oznacza i NIESTETY już mam ochotę rzucić laptopem, ale NIESTETY wciąż jestem ciekawa, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńOkrutne, podoba mi się bardzo.
Urzekł mnie monolog Chena, jest wspaniały, ChenChen wciąż mnie fascynuje i jest moim faworytem. Z jednej strony żal mi Kaia, z drugiej uważam, że zasłużył na wszystko, co go spotyka. Przykro mi tylko, że za wszystkie jego błędy odpowiada Sehun (i reszta). No.
Pisz dalej, ałtoreczko.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń