Główny pairing: ChanBaek
Słów: 1880
Ostrzeżenia: Brak
Typ: Fluff, AU
Jak widzicie i łatwo można to dostrzec, zmieniłam wygląd bloga. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle i wszystko jest czytelne. W razie jakichkolwiek problemów, prosiłabym o zgłoszenie tego w komentarzu, a ja postaram się coś zrobić. Cóż; lubię zmiany, a jako, że blog uważam za prywatną perełkę, nie zważając na jej zwartość, często szukam i edukuję się, aby tylko poprawić jakość wizualną skarbnicy moich pomysłów. Więc jak już wcześniej napisałam, mam nadzieję, że wszystko w porządku i przypadnie wam do gustu. Nie jestem zbyt dobra w HTMLu ani takich rzeczach jak szablony i tym podobne, także nie wymagajcie ode mnie cudów.
Wracając do sprawy, dla której tutaj przyszłam. Jak widzicie, wcale was nie zostawiłam i wracam już z pierwszym rozdziałem "Safe and Sound". Dodałam również do spisu treści zakładkę bohaterów {click}, w którą możecie zajrzeć, aby przybliżyć sobie postacie ów Chanbaeka.
Cóż, koniec moich wypocin. Miłego czytania!
Wracając do sprawy, dla której tutaj przyszłam. Jak widzicie, wcale was nie zostawiłam i wracam już z pierwszym rozdziałem "Safe and Sound". Dodałam również do spisu treści zakładkę bohaterów {click}, w którą możecie zajrzeć, aby przybliżyć sobie postacie ów Chanbaeka.
Cóż, koniec moich wypocin. Miłego czytania!
Każdy dzień mijał mi tak samo. Nie zmieniałem codziennej rutyny, wciągając się w wir obowiązków i pracy, nie zapominając przy tym o nauce. Wszystko wyglądało tak samo, a ja nie miałem siły, aby cokolwiek zmienić. Nawet jeśli czułem motywację i jakąkolwiek satysfakcję z moich nikłych osiągnięć, szybko zostało popsute to przez mojego współlokatora i osobę, która obnosiła się mianem mojego partnera. Nie nazwałbym go jednak własnym chłopakiem z jednej prostej przyczyny - nie łączyło mnie z nim nic więcej za wyjątkiem spraw łóżkowych oraz faktem, iż zajmuję się jego mieszkaniem, w którym, chcąc czy nie chcąc, również mieszkałem. Nie miałem innego lokum, a także brakowało mi pieniędzy, aby uwolnić się spod jarzma oprawcy, gdyż Jongin nikim innym nie był. Znęcał się nade mną fizycznie i psychicznie, strasząc przy tym, abym nikomu o tym nie mówił, bo przecież skoro go kocham, to zniosę każde jego zachcianki. Zazwyczaj był agresywny tylko pod wpływem alkoholu. Na trzeźwo zachowywał się całkiem przyzwoicie i zapewne nie narzekałbym na własne położenie. Acz zaznaczyć tutaj trzeba, że Jongin często spożywał różnego rodzaju napoje, nie stroniąc przy tym od używek. W zasadzie Jongin był zepsutym alkoholikiem i ćpunem, wywodzącym się z wyjątkowo obrzydliwie bogatej rodziny, przez co nigdy nie brakowało mu zer na koncie na utrzymanie. Mógł pozwolić sobie na rozpustny tryb życia, nie przejmując się również kosztownościami. Chwalił się na prawo i lewo tym, jakiego to uroczego chłopczyka nie posiadał. Posiadał w dosłownym tego słowa znaczeniu. Byłem własnością Jongina i nie ulegało to żadnym wątpliwościom. Nie miałem oprócz tego nikogo, ponieważ nikt nie chciał ze mną utrzymywać bliższego kontaktu. Wszyscy ode mnie uciekali, pragnąc uniknąć tym samym komplikacji, jakie wynikłyby od strony Jongina. Jongin bywał agresywny, każdy o tym wiedział. Dlatego też nie mogłem powiedzieć, że w moim życiu pojawiła się chociaż jedna osoba, którą określiłbym mianem przyjaciela.
A przyjaciół w tej chwili potrzebowałem najbardziej.
~*~
Stałem przy bramie wyjściowej liceum, do którego wraz Jonginem uczęszczałem. Czekałem na niego, tak, jak czekałem każdego dnia. Oparłem się o mur, przymykając powieki i zaciskając palce na pasku czarnej torby, z którą się przeważnie nie rozstawałem, choć nie miałem w niej połowy książek. Czekałem, aż usłyszę ten lekko zachrypnięty głos, jak wbijają się we mnie czyjeś zachłanne, brutalne usta, a ja będę zmuszony rozchylić posłusznie wargi i udawać, że całkowicie mi się to podoba. Westchnąłem cicho, otwierając na powrót oczy. Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, zerkając na podświetlony telefon. Dziwnym trafem było, iż w tej chwili wyciągnąłem ów urządzenie, a także, że ktoś uparcie w tym samym czasie się do mnie dobijał. Nacisnąłem zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha.
-Halo? - mruknąłem nieco zaspanym głosem. Nie pragnąłem niczego innego niż odpoczynku, chwili wytchnienia i relaksu, zarówno dla mojego ciała, jak i umysłu.
-Baekkie? - usłyszałem znajomy głos po drugiej stronie. Zmarszczyłem brwi, nie odpowiadając przez chwilę.
-Tak. - odparłem krótko, przygryzając niepewnie dolną wargę. Zrobiłem krok do przodu, automatycznie się rozglądając, acz nie spostrzegłem nikogo, a zwłaszcza Jongina. Wydawało mi się to nieco dziwne, ponieważ Jongin nie miał w zwyczaju spóźniać się. A już na pewno nigdy nie zdarzyło mu się, aby nie przyjść.
-Och, doskonale. Czyli nie pomyliłem numerów. - zaśmiał się chłopak po drugiej stronie. - Tutaj Yeollie, nie wiem, czy jeszcze się nie zorientowałeś, ale skoro nie to już wiesz. - przerwał na moment, jak gdyby wahając się przed kolejnymi słowami. - Ostatecznie nie wiem, czy masz ochotę ze mną gdzieś wyjść, więc... więc postanowiłem zadzwonić. W takim razie mogę cię porwać? - zapytał w końcu, tym razem pewniej. Nie miałem zielonego pojęcia, co powinienem odpowiedzieć. Część mnie zareagowała entuzjastycznie, serce zaczęło bić nieco szybciej, a ręce drżeć. Zacisnąłem wolną dłoń w piąstkę, nerwowo skubiąc policzek od środka.
-Yeollie... - zacząłem, i na tym praktycznie się skończyło. Nie wiedziałem co dalej. Zgodzić się? Jongin mnie zamorduje. Odmówić? Nie chciałem tracić Chanyeola, jakkolwiek to zabrzmiało. Wydawało się, jak gdyby nie przeszkadzała mu moja reputacja dziwki i kurwy, czy też zdawał się nie słyszeć tych żałosnych słów litości, szeptanych między sobą, kiedy tylko przechodziłem korytarzem. Ja nauczyłem się to ignorować. Nie ignorowałem jednak poczucia samotności, które towarzyszyło mi przez większość życia.
-Rozumiem. Czyli nie chcesz. W zasadzie to...
-Nie. - przerwałem mu, wzdychając cicho. - Gdzie jesteś?
-Zaraz wyjdę ze szkoły. Dlaczego pytasz?
-Stoję przed bramą.
Wtedy też tamten się rozłączył, a ja na powrót schowałem telefon do kieszeni. Poprawiłem palcami włosy, zaczynając chodzić bezcelowo w kółko, co było moim niemiłym zwyczajem. Zazwyczaj dreptałem w miejscu, kiedy tylko czułem zdenerwowanie. Cała ta sytuacja i oczekiwanie na Chanyeola wydawała mi się trwać wieki, wieki niepokojących, stresujących sekund, gdzie w każdej chwili mógł pojawić się znikąd Jongin i zniszczyć perspektywę na miło spędzone popołudnie. Nic jednak nie wskazywało na to, iż los się na mnie postanowił zemścić i spłatać mi wyjątkowo nieprzyjemnego psikusa, gdyż szybko ujrzałem wysoką sylwetkę mojego kolegi, do którego mimowolnie się uśmiechnąłem. Chanyeol prędko do mnie przyszedł, odwzajemniając uśmiech.
-Jednak się zdecydowałeś? - zapytał, śmiejąc się przy tym.
-To nie tak, że się zdecydowałem. Korzystam z okazji, że Jongin o mnie chyba zapomniał. - burknąłem w odpowiedzi. - Lepiej chodźmy już, zanim przyjdzie i zobaczy, że z kimś rozmawiam.
-Nie boję się Jongina. - powiedział Yeol, spoglądając na mnie pobłażliwie, jak gdybym był tylko małym dzieckiem. Fuknąłem, otwierając gwałtownie bramę i wychodząc poza teren szkoły, a chłopak zaraz poszedł za mną, dorównując mi kroku.
-Dlaczego od niego nie odejdziesz?
-To nie jest takie łatwe. Poza tym nie zrozumiesz. - mruknąłem, odwracając głowę w bok, byleby nie patrzeć na wyższego.
-Zrozumiem. Albo przynajmniej się postaram. Będzie ci łatwiej, jeśli się wygadasz.
-Nie widzę takiej potrzeby.
-Dobra.
Wzruszył tylko ramionami, przybierając obojętny wyraz twarzy. Schował dłonie do kieszeni wąskich spodni, które podkreślały jego szczupłe, długie nogi. Zerknąłem na niego automatycznie, chociaż wcale tego nie chciałem. Przyjrzałem się mu lepiej, tym razem spoza zasłony gniewu i rozżalenia, która mnie otaczała przy naszym ostatnim spotkaniu. Chanyeol na pewno był przystojny. Był przystojny i pociągający, miał uroczo nieułożone, ciemne włosy, prosty nos, a także miękkie, słodkie usta, które często wykrzywiał w sympatycznym, radosnym grymasie. Kojarzyłem Chanyeola z widzenia, chodziliśmy do równorzędnych klas, także nieraz mijałem się z nim w szkole. Zawsze otaczała go grupka ludzi, był popularny i lubiany. Zupełne przeciwieństwo mojej osoby.
Dopiero teraz dotarło do mnie, z kim właśnie idę w...
W zasadzie to bez szczególnie określonego kierunku. Po prostu z nim idę, spokojnie, nie nerwowo, bez zbędnych słów skrępowania. Milczenie z Chanyeolem nie było jednym z tych rzeczy, które należały do spraw niekomfortowych, jak to często zdarza się w czyimś towarzystwie. Milczenie z Chanyeolem wyrażało więcej słów, niż jakakolwiek postać uczona, oczytana i mogąca swobodnie układać najpiękniejsze zdania, złożone z jeszcze piękniejszych słów, była w stanie wyrazić w przeciągu całego życia. Wydawało mi się to dziwne, a na pewno wydawało mi się to nowe; zwłaszcza, że znałem tego chłopaka zaledwie jeden dzień.
~*~
Wkrótce zapomniałem o konsekwencjach mojego nieposłuszeństwa, jakim było wyjście gdzieś z Chanyeolem bez wcześniejszego uprzedzenia o tym Jongina. Nie myślałem jednak o tym, zatracając się kompletnie w żywych rozmowach z Chanyeolem i tracąc gdzieś poczucie przyzwoitego myślenia w jego śmiechu, który rozbrzmiewał w moich uszach niczym najpiękniejsza melodia. Lubiłem słuchać jego głosu, który działał na mnie uspokajająco, lubiłem, jak przez przypadek nasze dłonie się złączyły, gdy jednocześnie sięgnęliśmy po słomkę w fast foodzie. Coś ciągnęło mnie ku Chanyeolowi. I jednocześnie wtedy uderzył we mnie smutny fakt, iż będę musiał nasze spotkania ograniczyć do minimum. Niewątpliwym było, że Jongin się o tym prędzej czy później dowie. Musiałem psychicznie przygotować się na to, co za niedługo miało nastąpić. Z drugiej jednak strony coś we mnie zaczynało się buntować przeciw przyjętym normom, które mnie zewsząd otaczały i były tak naprawdę podyktowane z góry, nie pytając mnie uprzednio o pozwolenie czy jakiekolwiek zdanie na ten temat. Zostało to zaakceptowanie z zamysłem, że każdy się na to zgadza. Ja, zamiast buntować się przeciw dyktowanym warunkom, posłusznie nauczyłem się wykonywania przydzielonych mi zadań bez słowa zażalenia czy niezadowolenia z ówczesnej sytuacji. Do dzisiaj nie potrafiłem odpowiedzieć, dlaczego zareagowałem tak czy inaczej. Być może kierowała mną ciągła fascynacja Jonginem, gdyż, nie ulega to w ogóle wątpliwości, Jongin na pierwszy rzut oka wydaje się sympatyczny, nieco zadziorny i pociągający w swój własny sposób. Wszystko to utrudniała szczypta tajemniczości, jaką tego chłopaka ukrywała. Ów tajemniczość okazała się jednak zwyczajną dziurą w całości, powiększającą się z każdym kolejnym dniem. Nie miał nic, co mógłby zaoferować drugiej osobie. Ulegał mimowolnie samo-destrukcji, pozwalając kierować się ogólnie przyjętą modą na doprowadzanie do własnego zniszczenia i upadku ciągłego poczucia własnego ja, nie zapominając przy tym o zaniknięciu poczucia godności oraz moralności. Cóż, Jongin był zepsuty. I zapewne w swoich niedociągnięciach, pragnął, aby wszyscy wokół niego również upadli. Nie chciał przyjąć do świadomości, że stał się wrakiem człowieka, pustą skorupą bez jakiejkolwiek wnętrzności, zaliczającej się do niewątpliwych skarbów. Kiedy człowiek pozwala, aby ów pusta wypełniła własne ciało, jednocześnie przestaje zwracać uwagę na uczucia; ich przecież prędzej czy później również się wyzbyje, gdyż są zbędne i niepotrzebnie zawadzają drodze do dobrej zabawy. Nawet nie spostrzegłem, kiedy wybiła godzina dwudziesta. Pospiesznie zerwałem się z krzesełka w Mc Donaldzie, zabierając swoje rzeczy. Chanyeol spojrzał na mnie zdumiony, otwierając usta, aby o coś spytać, lecz tylko potrząsnąłem głową, spoglądając na niego ze smutkiem.
-Przepraszam, Yeollie. Zasiedziałem się. Dziękuję za dzisiaj. Było naprawdę... cudownie. - powiedziałem szybko, acz na tyle wyraźnie, aby tamten mnie zrozumiał bez problemu. - Chętnie bym to powtórzył. Gdy tylko będę miał wolny czas... - przygryzłem niepewnie dolną wargę, oczekując jego reakcji. Chłopak uśmiechnął się tylko, przytakując. Wolno zabrał wszystkie rzeczy i puste opakowania na jedną tackę, również wstając i zasuwając za nami krzesełka.
-Czyli jednak nie żałujesz, że gdzieś ze mną wyszedłeś? - zapytał rozbawiony, unosząc brwi. Uniosłem kąciki ust, uderzając go lekko w ramię.
-Nigdy bym nie żałował. - odparłem tylko, zadzierając głowę do góry, aby spojrzeć tamtemu w oczy. Jego oczy miały w sobie coś magicznego, tak, że można było w nich wręcz zatonąć. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, iż w myślach uwzględniałem wszystkie wady i zalety Chanyeola. Wtedy też zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Nie zważając na ludzi przebywając w fast foodzie, poprawił od niechcenia tacki postawione na stoliku, a następnie skierował swój wzrok na mnie. Pokręcił pomału głową, uśmiechając się jednak jak rodzic uśmiecha się do małego dziecka. Objął mnie delikatnie w pasie, zaraz też nachylając się, aby lekko zająć moje usta własnymi. Nieśmiało, acz wciąż czule musnął moje wargi własnymi, przymykając przy tym powieki i przyciągając mnie bliżej siebie. Nie wiedziałem co zrobić, więc przycisnąłem tylko ręce do mojej klatki piersiowej, odwzajemniając pocałunek. Mimowolnie zamknąłem oczy, stając na palcach, aby ułatwić dostęp do własnych ust. Poczułem się wtedy dobrze. Tak strasznie dobrze, jak nigdy nie czułem się dotąd. Zalała mnie fala ciepła, zalała mnie fala zadowolenia, szczęścia, a co najważniejsze; poczucia bezpieczeństwa. Zadrżałem pod jego dotykiem, zaraz od niego się odrywając. Spojrzałem na niego z lekką obawą, z lekkim zagubieniem i nieśmiałą, niewinną dezorientacją, jaką w tamtej chwili odczuwałem. Chanyeol wypuścił mnie jednak szybko, prostując ponownie, jak gdyby nic się nie stało.
-W takim razie do zobaczenia w szkole, Baekkie. Trzymaj się i pamiętaj, że zawsze jestem dla ciebie. A teraz leć. - zaśmiał się, a ja byłem w stanie tylko przytaknąć nerwowym ruchem głowy i wraz z jego śmiechem, szybko wyszedłem z restauracji.
Im więcej czytam opowiadania z ChanBaekiem, tym bardziej się w nim zakochuję. Ty mi to ułatwiłaś. Masz niesamowity styl pisania, wszystko piszesz z niesamowitą lekkością, czyli z tym, czego szukam najbardziej w fanfikach. Fabuła jest wspaniała, a tekst... Potrafisz napisać go tak, żeby czytelnik odczuł emocje, uczucia bohaterów. A to jest rzadko spotykane wśród młodych pisarzy. Myślę, że słowo pisarz to dobre określenie.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę wielki talent, nie zapominaj o tym. I nie przerywaj bloga, mimo, trudnych chwil. Nie warto.
Nie umiem pisać pięknych, długich komentarzy, przepraszam. Ważne, że prosto z serca.
Hwaiting~!
Czajniś, więc tak. Zazwyczaj nie komentuję ff, ale Twojego po prostu nie da się tak po prostu zostawić bez śladu. Dziękuję. Tak, dziękuję. Za co? Za to, że nie jest to kolejna historyjka, gdzie Chanyeol jest chłopakiem, który nic, tylko się śmieje i opowiada sprośne kawały. Napewno będzie to historia inna niż wszystkie, od prologu się w niej zakochałam. Nawet nie wiesz, jak szeroko się uśmiechnęłam, czytając zdanie "podnieś główkę". To takie proste, takie banalne, ale tak piękne, że czytałam to kilkanaście razy. Nie wiem co jest ze mną nie tak. W każdym razie, błagam, pisz dalej! Kojarzę Cię z Twittera i wiem, że miałaś wątpliwości co do bloga. Nie wiem, jak inni, ale według mnie masz ogromny talent. Nie zmarnuj go.
OdpowiedzUsuńCzajniś >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuńBlog czajnisia >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Shoty czajnisia >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Wszystko czajnisia >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Napiszę tylko tyle, że się zakochałam i napisałabym więcej, ale jestem ograniczona w pisaniu komentarzy i NIE UMIEM TEGO ROBIĆ. Więc... kocham Cię, se r i o. I to, co tworzysz.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>